Skip to main content

Nasza działalność

Wioletta Ogłoza

Wioletta Ogłoza

Szpitalna szkoła to szkoła inna niż wszystkie. Pracuję na oddziale hematologii i onkologii dziecięcej jako nauczyciel fizyki, a także matematyki. „Słoneczna Galeria” jest mi znana od zawsze. Często pooglądałam efekty warsztatów, które tak inspirująco prowadziły plastyczki. Miałam wrażenie, że moje zajęcia nie są tak atrakcyjne: nie było takiego zaangażowania, tych emocji i tego przejęcia w oczach maluchów. Wchodziłam do ich sali, by zobaczyć, jak cudowne prace powstają i jak niepowtarzalne relacje budują się między młodymi artystami. I jakoś tak się zadziało, że zaglądałam tam coraz częściej, nieśmiało włączając się w pomoc, opisując obrazy, pakując je do wysyłki, wspierając organizacyjnie. Tak jest do dzisiaj. Niekiedy prowadziłam warsztaty: takie z pogranicza matematyki i architektury albo geometrii w przyrodzie. Są też w mojej pamięci artyści „Słonecznej Galerii”…

Jola podczas warsztatów odkryła swoje umiejętności i pasje plastyczne, była autorką wielu prac licytowanych podczas gali charytatywnej. Dziś jest dorosłą kobietą, odwiedza nasz oddział, chętnie pomaga pacjentom. Nieustannie rozwija talenty: robi biżuterię, świąteczne dekoracje roślinne, piękne kartki okolicznościowe czy zaproszenia.

Minęło już 15 lat, a ja wciąż pamiętam Bartka – świetny uczeń z talentem do rysowania obrazów z idealnie dobranymi barwami. Kiedyś poprosiłam go na lekcji matematyki, żeby wziął zieloną, czerwoną oraz żółtą kredkę i narysował trójkąt prostokątny, a po chwili przypomniałam sobie, że Bartek jest daltonistą. Szybkie „przepraszam, zapomniałam, że nie rozróżniasz kolorów” wywołało uśmiech i rozbrajający komentarz: „Ale trafiłem!”. Nie wiem, jak on dobierał kredki i farby, jego prace zawsze były perfekcyjne.

Miłosz – jego obrazki powstawały powoli, ale bardzo starannie. Pamiętam, jak kiedyś wpadłam do sali, by zabrać dzieciaki na fizykę, a jedna z plastyczek zwróciła się z prośbą: „O, jesteś! Napraw nam zszywacz, bo już się tu męczymy z godzinę”. Wzięłam do ręki, założyłam nowe zszywki, a Miłosz patrzy ze zdziwieniem i mówi: „O, przyszła Pani Techniczna!”. I tym sposobem zyskałam ksywkę oraz codzienne powitanie: „Dzień dobry, Pani Techniczna”.

Pierwszy raz na Gali Urtica Dzieciom byłam 7 albo 8 lat temu, nie pamiętam dokładnie. To właśnie tam zrozumiałam, jakimi artystami są nasi mali pacjenci: cierpliwymi odkrywcami talentów i pasji. Ja własnego talentu nie znalazłam do dziś, więc pomagam w prostych czynnościach i robię to, co potrafię. Najlepiej chyba wychodzi mi logistyka i komunikacja.

Newsletter

Zapisz się do Newslettera, żeby być na bieżąco
ze sztuką pomagania.