Nazywam się Anastazja.
Mam 15 lat.
Chorowałam na ostrą białaczkę limfoblastyczną.
Zanim zachorowałam, chodziłam do szkoły i jeździłam na łyżwach – nigdy nie pomyślałam, że mogłabym to stracić. Byłam zwykłym dzieckiem – spotykałam się z przyjaciółmi i bawiłam się w wolnych chwilach.
Z czasu mojej choroby najbardziej pamiętam ciągnący się miesiącami smutek oraz moich bliskich, którzy przez cały czas byli przy mnie. Mimo że przystosowałam się do nowych okoliczności mojego życia i chwilami zapomniałam o ciężarze, który miałam na swoich barkach, nigdy nie zapomnę już towarzyszącego mi strachu i bólu. Podczas pobytu w klinice bardzo pomogło mi wsparcie pracujących tam osób, które robiły wszystko, bym poczuła się lepiej.
Najbardziej brakowało mi normalnego życia. Tęskniłam za szkołą, moimi rówieśnikami oraz obowiązkami. Nie mogłam pogodzić się z tym, że kiedy inni wyjeżdżają na szkolne wycieczki, ja czekałam na nowy cykl chemioterapii. Marzyłam o tym, żeby wyjść z moim psem na spacer.
Największą siłę do walki dawała mi moja mama, która była ze mną w szpitalu od początku do końca. Nie pozwała mi wpaść w dołek emocjonalny i robiła wszystko, bym była szczęśliwa. Wsparcie i miłość, jakie odstałam od niej i mojej rodziny, trzymało mnie przy życiu.
Dziś marzę o tym, żeby białaczka już nigdy do mnie nie powróciła ani nie zabrała nikogo z moich bliskich. Nauczyłam się doceniać to, co mam. Mam życie.
Wszystkich dzieciom, które są chore, chciałabym powiedzieć, żeby nie traciły nadziei. Jakkolwiek źle może być, po burzy zawsze wychodzi słońce. Dobre nastawienie jest szczególnie ważne podczas walki z zaciekłym przeciwnikiem, jakim jest nowotwór. O każdym poranku, którego dane nam jest się obudzić, można powiedzieć coś pięknego – wystarczy uważnie szukać.